poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 6

"Badania miały pozytywny wynik. Na szczęście... Inaczej dostałabym skierowanie do jakiś innych lekarzy, leżałabym w szpitalu, byłabym faszerowana kolejnymi lekami tak jakbym już ich nie miała dość. Coś około 13.30 byliśmy z powrotem. Mama zabrała się za gotowanie obiadu, a ja? Ja zabrałam mojego przyjaciela do pokoju i graliśmy na konsoli. Było dużo śmiechu, ponieważ cały czas wygrywałam. A może dawał mi wygrać? Nie wiem... Czas szybko minął. Usłyszałam głos taty, który wołał nas na wspólny posiłek. Usiedliśmy na około dużego, kuchennego stołu i zajadaliśmy znakomite sushi. Rodzice rozpoczęli konwersację z Jankiem, pytali go o wiele rzeczy, ale prosiłam ich aby nie poruszali tematu o rodzinie itp. Chyba się bardzo polubili. Tatuś był zachwycony, że mają razem podobne zainteresowania. Po obiedzie poszliśmy do pokoju. Ja wzięłam telefon i zadzwoniłam do Iwony aby podała mi dzisiejsze lekcje. Jednak oprócz zadania dowiedziałam się o czymś innym... I ja i Iwona byłyśmy kompletnie załamane..."


Czego się dowiedziałam? Hmm... No nie wiem. Może tego, że Iwona zostawia nas i wyjeżdża do Holandii? Jeszcze zakazała mówić o tym Wiktorii... Przecież ona się załamie! Dowiedzieć się, że twoja najlepsza przyjaciółka, którą znasz od urodzenia, wyprowadza się na stałe za granicę... To będzie dla niej szok...

Odrobiłam z Jasiem lekcje i zrobiłam koktajl bananowy. Usiedliśmy na dywanie pod ścianą.
- Jak myślisz, powinnam powiedzieć o tym Wiki?- zapytałam i wzięłam łyka napoju
- Powinnaś? Musisz! Lepiej teraz niż wtedy gdy Iwona będzie już kilkaset kilometrów od nas- przemieszał słomką zawartość szklanki po czym upił trochę
- W sumie możesz mieć rację. Tylko jak mam to zrobić? Przecież od razu nie wystrzelę z tekstem: Iwona wyjeżdża na stałe- podniosłam się z podłogi i zaczęłam spacerować po pokoju
- Wierzę w ciebie. Wiem, że coś wymyślisz- puścił do mnie oczko
- Yhh- sapnęłam- nie jestem dobra w obmyślaniu planów. Nie możesz ty nad tym pomyśleć?
- Nie marudź młoda!- zaśmiał się, a ja chwyciłam poduszkę i z całej siły w niego rzuciłam
- Tylko kilka miesięcy różnicy!- pokazałam mu język
- I tak będę cię nazywał młoda- zaśmiał się- młoda
No świetnie. Sama muszę wszystko załatwić, bo na pomoc Janka nie mogę liczyć. Na dodatek otrzymałam nowe przezwisko. Jakże wspaniałe, prawda?

Poprawiłam włosy, makijaż i udałam się na spacer do Wiktorii. Nie była to długa droga aczkolwiek trochę się nachodziłam. Ścieżka do niej jest strasznie kręta, zawiera dużo ślepych uliczek i skrzyżowań. Naprawdę można się pogubić. Na szczęście już ją znam i nie błądzę. Po chwili ujrzałam jej jasnoniebieski blok z numerem 13. Drzwi były otwarte więc wspięłam się na 4 piętro i zapukałam do jej mieszkania. Otworzyła jej mama.
- Dzień dobry! Jest może Wiktoria? Mam do niej ważną sprawę?- zapytałam 
- Oh, witaj! Niestety nie ma, wyszła jakieś 10 minut temu. Zadzwoń do niej, powinna mieć przy sobie telefon- odpowiedziała miło
- Dobrze, to dziękuję i do widzenia!- odwróciłam się i zeszłam
I co ja mam teraz zrobić? Wyciągnęłam telefon i wybrałam w kontaktach jej numer. Włączyła się jedynie sekretarka. Czekałam pół godziny na ławce przed blokiem z nadzieją, że wróci. Nic. Otrzymałam tylko sms od Jasia:

"Gdzie jesteś? Rozmawiałaś już z nią?"

W sumie nie dziwię się, że się martwi, bo nie ma mnie dosyć długo, a zaczyna się ściemniać. Pomyślałam tylko: Boże Wiki, gdzie ty jesteś? Nagle mnie oświeciło. Przypomniałam sobie jak mówiła mi o swojej "tajnej" kryjówce gdzie zazwyczaj przesiaduje sama. Postanowiłam się tam udać, bo co miałam do stracenia? Poszłam w tamto miejsce. Na pierwszy rzut oka nie zauważyłam nikogo. No tak. Weszłam do "nory" przysłoniętej wielką ilością liści, lian i bluszczu. Znalazłam. Cała zapłakana. Siedziała opierając się o pień drzewa przytrzymując głowę kolanami. Ręce splotła na karku. 
- Wiki?- zapytałam niepewnie zbliżając się powoli
Nie otrzymałam odpowiedzi, ale byłam pewna, że to ona. Poznałam po jej bluzie z wielką liczbą 69 na plecach. Podeszłam, usiadłam obok i objęłam ją. Na tą czynność pociągnęła mocno nosem. 
- Czyli już wiesz...- obróciłam się spoglądając na ziemię
- J-jak ona może mi to zrobić?- wydusiła przez płacz
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Sama nie miałam pojęcia dlaczego tak postąpiła. Nie wytłumaczyła nam powodów. Po prostu. Wyjeżdża i tyle.
- Wikuś, nie przejmuj się. Masz jeszcze mnie- odpowiedziałam po chwili, a ona wyprostowała nogi i oparła głowę na moim ramieniu
- Pokłóciłyśmy się. Pierwszy raz- powiedziała cicho
- Wiesz jaka jest Iwona... Jednak miałaś powód aby na nią nakrzyczeć...- tłumaczyłam jak zawodowiec
- Nati, nie baw się w psychologa. Obie wiemy, że nie chcesz nim zostać- uśmiechnęła się lekko
- No dobrze- roześmiałam się- idziemy?
Bez słowa wstałyśmy i wyszłyśmy. Wiki przetarła oczy rękawkami i przeczesała palcami włosy. Zabrałam ją na lody. Nie do lodziarni, bo była już zamknięta, ale wstąpiłyśmy do jakiegoś całodobowego sklepiku i wybrałyśmy pierwsze lepsze smakołyki. Odprowadziłam ją pod blok, mocno przytuliłam, pożegnałam i odeszłam. Kompletnie zapomniałam o Jasiu, a jest już 21. Gdy spojrzałam na wyświetlacz zobaczyłam kilka nieodebranych od niego połączeń. Napisałam tylko, że już wracam. 

Pod domem wyciągnęłam klucze i włożyłam je do zamka. Przekręciłam lekko i drzwi stały dla mnie otworem. Weszłam do środka, zamknęłam je z powrotem i poszłam do mojego pokoju. Na łóżku siedział Jaś zapatrzony w swój telefon. 
- Wróciłam- powiedziałam i się uśmiechnęłam
- Młoda, dlaczego mi nie odpisujesz ani nie odbierasz telefonów? Ja się tu martwię!- powiedział i zaśmiał się
- Upsik!- rzuciłam mu na kolana moją torbę
- Jak ja cię zaraz dorwę...- wstał zrzucając torebkę i zaczął mnie łaskotać
Śmiałam się. Nie miałam łaskotek w wielu miejscach, ale bardziej śmieszyło mnie to, że Jaś doskonale o tym wiedział, a podniecał się tak jakbym tu umierała i błagała aby przestał. Zaczęłam udawać, że znów mam atak duszności i czekałam na reakcję.
- Nati? Co się dzieje?- zaczął panikować- Nati!
- Czyli jednak znasz moje imię- uśmiechnęłam się
- A idź ty!- odwrócił się i usiadł zdenerwowany na fotelu
Obeszłam go od tyłu i przytuliłam.
- No ej, nie fochaj się- zrobiłam smutną minkę
Nic nie odpowiedział tylko wstał i mnie objął. Położył głowę na moim barku, a ręce trzymał na moich plecach. 
- Nie rób mi tak nigdy więcej- ścisnął mnie mocniej, a ja przełożyłam ręce na jego szyję
Spojrzałam w jego oczy i dałam mu całusa w policzek.
- Dobra, dobra- uśmiechnęłam się, a jego policzki poczerwieniały
- A to za co było?- zapytał zdziwiony
- A tak bez okazji- wyrwałam się z uścisku i podniosłam torbę z podłogi po czym dałam ją do szafy
Patrzył na mnie jak bym nie wiadomo co zrobiła.
- Czemu tak na mnie patrzysz? Przecież to tylko całus w policzek- zaśmiałam się
- Tylko całus w policzek? Może i tak, ale dostałem go od ciebie- odpowiedział i usiadł ponownie na fotelu
- Aż tak ci się podobało?- zapytałam
- Bardzo- zrobił minę "pedofila"
- Haha rozśmieszasz mnie tą swoją miną!- znów uśmiech przejął moje usta.

Było gdzieś po północy. Chciałam się odświeżyć dlatego wyciągnęłam z szafy moją ulubioną piżamę, bieliznę i poszłam do łazienki. Weszłam pod pod prysznic. Ciepłe strumienie wody wspaniale otulały moje ciało. To było taki przyjemne. Po 15 minutach wyszłam z łazienki. Jaś leżał już w łóżku i szukał czegoś po swojej torbie. 
- Czego szukasz?- usiadłam obok niego
- Medalionu. Widziałaś go gdzieś może? Nigdzie go nie mogę znaleźć- spojrzał na mnie 
- Hmm- otwarłam szafkę obok mnie- znalazłam- podałam mu wisiorek 
- Jakie szczęście...- odłożył torbę i zacisnął medalik w dłoni
- Chcesz może spróbować mojego szalenie słodkiego kakaa?- wiedziałam, że się skusi, bo tak samo jak ja lubi słodkie rzeczy
- Z chęcią- wstał i się przeciągnął
Poszłam do kuchni. Wyciągnęłam 2 duże kubki, kakao, mleko i inne tajne składniki. Zagrzałam mleko, wsypałam do kubków kakao, dodałam miód, cynamon i łyżeczkę cukru. Na koniec polałam bitą śmietaną, sypnęłam wiórkami kokosowymi i włożyłam ciasteczko w kształcie rurki. 
- Vuola!- krzyknęłam i podałam Jasiowi kubek
Wziął łyka, a na górnej wardze został mu wąs z bitej śmietany.
- Jakie to jest pyszne!- powiększyły mu się źrenice- takie słoooodkie!
- Cieszę się- uśmiechnęłam się
Gdy wypiliśmy zaniosłam kubki do zmywarki i wróciłam aby umyć zęby. Nie mam pojęcia dlaczego są takie białe. Zaniedbałam je przez jakiś czas, a nadal tak ślicznie lśnią i są zdrowe. Położyłam się obok chłopaka.
- Dobranoc- przeczesałam palcami jego włosy, obróciłam się i zagasiłam lampkę.

Obudziłam się gdzieś w środku nocy. Światło księżyca oświetlało mój pokój. Próbowałam się obrócić, ale poczułam coś na biodrze. Uniemożliwiało mi to ruch. Spojrzałam lekko i co? Okazało się, że Jaś przytulił się do mnie w nocy. Niech mu będzie... Może się trochę nacieszy. Opadłam z powrotem na poduszkę, lekko obróciłam aby go nie obudzić i objęłam go. Po chwili zasnęłam, bo było mi bardzo wygodnie. Cudownie jest czuć kogoś obok. "Bo gdy się żyje, czuje się ciepło drugiego człowieka, wśród chłodu innych ludzi". 

Gdy otworzyłam oczy ujrzałam bardzo blisko twarz Janka. Jeszcze spał. Dziwiła mnie tylko ta odległość naszych głów. Nadal byłam w niego wtulona. Wyślizgnęłam się z łóżka i otwarłam okno. Ptaki pięknie śpiewały swoje melodie. Słońce grzało i wpuszczało swoje promienie do pomieszczenia. Z podwórka dobiegały odgłosy bawiących się dzieci. Czy coś jeszcze może zepsuć ten dzień? Usłyszałam dźwięk dzwonka. Ktoś dzwonił na numer domowy. Odebrałam. Rozpłakałam się gdy usłyszałam te 4 słowa...
________________________________________

Cześć! Kolejny rozdział zawitał! Jeśli się spodobał to nie zapomnij go skomentować!
Przepraszam za długą nieobecność, ale teraz powracam z pisaniem! 

Coś ci się podoba? ----> KOMENTARZ
Coś ci się nie podoba? ----> KOMENTARZ
Masz pytanie? ----> LINKACZE
Masz problem? ----> LINKACZE


KOMENTARZ = MOTYWACJA

Zachęcam także do klikania "g+1" pod każdym rozdziałem :3
Linkacze są teraz po lewej stronie ^^
Mój e-mail: natalia.schulz@o2.pl - możecie mi wysyłać tutaj fanarty! :D
Możecie polecać mojego bloga innym osobom, będę bardzo wdzięczna :)
Za wszelką pomoc strasznie DZIĘKUJĘ!
Miłego dnia misiaczki! <3